d

Drukujemy

Drukujemy

powrót do linorytu

Linoryt był pierwszą techniką graficzną jakiej nauczyłem się na studiach. Jest to też moja ulubiona technika jeżeli chodzi o druk.  Jako człowiek z natury narwany zauważyłem, że proces ‘dłubania’ w linoleum uczy mnie kontroli i opanowania. Niektórzy przyjemność znajdują w jodze czy przytulaniu brzóz przy pełni księżyca… ja wolę medytację z dłutem w ręku.

Po skończeniu Wydziału Grafiki na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych skupiłem się na malarstwie, które nie było moją mocną stroną.  Farby i płótno nigdy mi jednak nie wystarczały i gdzieś z tyłu głowy czułem, że chcę wrócić do grafiki warsztatowej. Może z sentymentu do lat studenckich, może z potrzeby odskoczni od sztalug, a może po prostu dlatego, że to sprawiało mi frajdę, a ja lubię się dobrze bawić.

Zaoszczędziłem więc trochę pieniędzy i kupiłem prasę graficzną – niedużą, taką, żeby na zdjęciach obok mnie dobrze się prezentowała i żebym wyglądał przy niej na wyższego niż jestem w rzeczywistości 😛
Żeby nie było – kompleks mam większy na punkcie wydatnego nosa niż wzrostu, ale bardziej chodliwe są fotki z prasą niż z klamkami od drzwi!

I tak na nowo zaczęła się moja przygoda z drukiem.

Cała otoczka, która towarzyszy procesowi tworzenia linorytu (od wykonania matrycy, po wybór papieru i druk) ma w sobie – jak wspomniałem na początku – dużo z medytacji. Tym z Was, którzy nie znają się na technicznych aspektach już spieszę z krótkim wyjaśnieniem:

  1. Na linoleum nanosimy rysunek.
  2. Dłutem wybieramy materiał, który nie pojawi się na odbitce – to, co zostawiamy, wszystkie wypukłości będą naszym rysunkiem. Proces ten charakteryzuje się licznymi skaleczeniami (dłuta powinny być bardzo ostre), hektolitrami kawy (u mnie czarna, bez cukru) i bólem karku.
  3. Po przygotowaniu matrycy otwieramy wino i przez kilka dni odpoczywamy przekonani o swoim talencie.
  4. Teraz czas na druk! Włączamy dobre radio (kiedyś była to dla mnie Trójka, ale jak wiemy zeszła ‘na psy’), wybieramy papier o dużej gramaturze, moczymy go (ja moczę w basenie od prysznica), suszymy (lekko wilgotny papier lepiej przyjmuje farbę drukarską) i delikatnie kładziemy na prasę, na której czeka już nasza matryca pokryta farbą.
  5. Przez następne kilka godzin żmudnie staramy się wykonać dobrą technicznie odbitkę – zazwyczaj po kilku pierwszych próbach udaje się dobrać odpowiedni nacisk prasy na papier i ilość farby na matrycy. Kiedy jesteśmy zadowoleni z jakości to jedziemy z koksem i odbijamy całą partię naraz (jeżeli mamy czas i ochotę).
  6. Każdą odbitkę rozpinamy na korkowej tablicy, suszymy przez min 24h. Ta-dah:P
9
6
7

W odbitkach graficznych techniki linorytniczej jest dużo szlachetności. Druk wypukły (to najstarsza znana technika druku, do niej zalicza się linoryt) zostawia na papierze głęboką fakturę, widoczne żłobienia i ślady dłuta. Jest to stosunkowo prosty proces, ale każde użycie dłuta jest widoczne w końcowej odbitce – to właśnie mnie w tej technice pociąga, odbiorca widzi całą historię pracy artysty, każdą niedoskonałość jak i każdą ostrą krawędź linii.

Ja zmykam na wino, a dla Was mam jeszcze kilka zdjęć z mojej ostatniej wystawy linorytów w Ateneu do Catorze w portugalskiej wsi Sao Luis.

10
11
12

Post a Comment